Aż trudno uwierzyć, jak wiele mogą zmienić dwa mecze. Wprawdzie wygraliśmy z San Marino, ale nawet przy wyniku 10:0 nie udałoby się zapomnieć o bardzo słabym meczu z Ukrainą. Może się okazać, że właśnie punktów straconych w piątek zabraknie nam w końcowym rozrachunku.
Do kolejnych meczów eliminacyjnych jest jeszcze trochę czasu, sztab szkoleniowy powinien się zastanowić, co się stało po spotkaniu z Anglią. Graliśmy wtedy naprawdę niezły futbol i niewiele brakowało do zwycięstwa. Anglia wówczas nie grała może porywająco, ale zawsze to klasowy zespół. Tymczasem wygląda na to, że z meczów z Urugwajem i Irlandią nie wyciągnięto żadnych wniosków, a wysoka wygrana z Rumunią sprawiła, że trener Fornalik uwierzył, że zawodnicy z polskich klubów grają już na poziomie reprezentacyjnym. Niestety tak nie jest, co dobitnie pokazało spotkanie z Ukrainą. Eksperymenty bezpieczniej było zostawić na wtorkowy mecz z San Marino.
Wyjazd do Brazylii się oddala. Co może trochę dziwić, bo na papierze nie mamy wcale słabego zespołu. Reprezentanci Polski grają w dobrych klubach, nie pamiętam byśmy mieli tak dobrych zawodników w ostatnich kilkunastu latach. Ale w piłkę gra się zespołowo, a do tego potrzebna jest dobra atmosfera. I tu wracamy do punktu wyjścia – atmosferę najlepiej buduje się na zwycięstwach, na dobrych meczach. A teraz, nawet po 5:0 z San Marino, będzie o to bardzo ciężko.
Trudno wyróżnić kogoś indywidualnie po ostatnich meczach. Może Artur Boruc? Przy bramkach Ukraińców nie miał nic do powiedzenia, z San Marino wybronił w końcówce w groźnej sytuacji. Robert Lewandowski strzelił dwa gole po kilku miesiącach przerwy, ale nie udało mu się zdobyć bramki z gry.
W piątek mieliśmy ogromną szansę, by ostatecznie wybić Ukraińcom z głowy marzenia o mistrzostwach świata. Nie skorzystaliśmy z niej i teraz to my powinniśmy się zastanowić, czy nie zacząć już budować drużyny na kolejne eliminacje – do EURO 2016.
Słowa kluczowe: euro 2016, jerzy dudek, mecze, san marino, Ukraina